Lanzarote - w krainie żywiołów

Właściwie nie podróżuję do miejsc, które wydają mi się mało atrakcyjne fotograficznie (często sam zastanawiam się, czy w ogóle ruszyłbym w trasę, gdyby nie aparat w plecaku). Ponadto staram się odwiedzać takie miejsca, które maksymalnie zbliżają mnie do natury. Wszyscy, którzy lepiej mnie znają wiedzą, że jestem dumnym i zakochanym w swoim mieście Warszawiakiem, który wiele energii wkłada w to, żeby czas spędzany w Warszawie ograniczać do niezbędnego minimum.

Ostatni rok był dla mnie wyjątkowo obfitujący w mistyczne randez vous z naturą. Łaziłem drogami, duktami, szlakami, ścieżkami i na przełaj. Wędrowałem w upale, wędrowałem w mrozie, w błocie, w śniegu i w pyle. Widziałem więcej wschodów i zachodów słońca niż przez wcześniejsze dwadzieścia osiem lat życia. 

Mimo to nie byłem przygotowany na to co spotka mnie na Lanzarote - miejscu w którym wszystkie żywioły funkcjonują w zgodzie, chyba tylko po to, żeby takim gościom jak ja uzmysławiać potęgę natury.
















































  (...) open mind for a different view
  and nothing else matters...








Komentarze